Z ZESZYTU SOLIDARNOŚCI CODZIENNIE

PODRÓŻ DO SAMODZIELNOŚCI
Przemysław Kozłowski

Jak dotrzeć do wychowanków pieczy zastępczej z programem pomocy w usamodzielnianiu?

Wehikuł Usamodzielnienia od szesnastu lat przenosi wychowanków opieki zastępczej w samodzielność – ekonomiczną, społeczną, emocjonalną. To główny program Fundacji Robinson Crusoe z Warszawy, realizowany w kilkunastu miastach Polski. W Gdańsku partnerem fundacji jest Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie (MOPR). Zajęcia dla wychowanków pieczy zastępczej prowadzą w przestrzeni Solidarność Codziennie pedagożka Alicja Szulc i psycholożka Magdalena Klein.

Piecza zastępcza
— Piecza zastępcza zostaje powołana na czas trwania kryzysu w rodzinie biologicznej dziecka — tłumaczy Alicja Szulc z MOPR. — Założeniem pieczy jest zabezpieczenie dziecka i zadbanie o jego interesy, z równoległą pracą z jego rodziną biologiczną, która nie jest w stanie spełniać swoich obowiązków rodzicielskich i opiekuńczych. Tak, aby ten młody człowiek mógł wrócić do swojego środowiska rodzinnego z placówki opiekuńczo-wychowawczej lub rodziny zastępczej.
Do pieczy zastępczej trafiają na mocy postanowienia sądu dzieci z rodzin dysfunkcyjnych, działających na dziecko destrukcyjnie, w których jest alkohol, przemoc, uzależnienia. MOPR jako organizator pieczy zastępczej szuka dla nich nowego miejsca. Odebranie dziecka to zazwyczaj dla rodziców tragedia, choć bywa, że kompletnie nie radzą sobie z opieką i dla ich dziecka piecza jest jedyną alternatywą. Piecza jest ostatecznością. Poprzedza ją intensywna praca z rodziną w kryzysie pracowników socjalnych i organizacji pozarządowych.
— Dziecko dopiero po umieszczeniu w pieczy pokazuje nam całym sobą, jak wyglądała jego sytuacja rodzinna. W bezpiecznym środowisku zaczyna się powolutku odmrażać — opowiada pedagożka MOPR. W czasie tego procesu odmrażania dziecko może mieć problemy z komunikacją w nowym środowisku, z wychowawcami, innymi podopiecznymi. Bywa, że trudno jest do niego dotrzeć, zamyka się w sobie. Może wrócić do rodziny biologicznej już po pół roku, co jest bardzo krótkim okresem, ale i po kilku latach bądź wcale, jeśli rodzina nie jest chętna do współpracy, co zdarza się dość często. Wtedy pozostaje w pieczy aż do pełnoletności i usamodzielnienia. Do takich „Robinsonów”, jak ich nazywają w fundacji, w wieku od 16 do 24 lat skierowany jest Wehikuł Usamodzielnienia.

Nauka samodzielności
Alicja Szulc: Program ma jak najlepiej przygotować młodego człowieka do wejścia w dorosłość. Są zajęcia poświęcone sytuacjom prawnym, żeby dzieciaki wiedziały, do czego mają prawo. Zajęcia z załatwiania spraw w urzędach, żeby wyczulić, że ta pani w okienku też może mieć zły dzień. Pokazujemy codzienne sytuacje i jak sobie z nimi radzić, np. jak się zachować, gdy zgubi się dowód osobisty. Rozmawiamy o pierwszych miłościach, jak sobie radzić z uczuciami. Jak rozpoznawać przemoc. Jak odbudować poczucie własnej wartości, bo wiele dzieciaków ma je obniżone, ponieważ nie decydują o sobie. Jest nauka tolerancji.
W różnych miastach wielomiesięczne podróże Wehikułem różnią się programem. Ich kierunki wyznaczają potrzeby uczestników, które są badane przed startem. Gdańskim Wehikułem podróżuje około dwudziestki „Robinsonów”. Program jest tylko dla chętnych, a nie wszyscy wychowankowie są gotowi, żeby wziąć w nim udział. Wynika to głównie z poczucia braku sprawczości – ktoś za nich cały czas decyduje, niskiej samooceny, strachu przed nowym, innymi, ośmieszeniem. Najtrudniej jest dotrzeć do wychowanków pełnoletnich, będących już w procesie usamodzielniania, którzy opuścili pieczę zastępczą. — Tacy wychowankowie chcą mieć święty spokój, myślą: nareszcie mogę sobie pożyć — opowiada Alicja Szulc.

Docieranie
Jest też grupa wychowanków, która chętnie korzysta z różnych dodatkowych projektów. Żeby do nich dotrzeć, koordynatorki projektu musiały skontaktować się z rodzinami zastępczymi oraz dyrektorami i wychowawcami w placówkach, wyjaśnić, na czym polega program i czemu ma służyć. Dotarcie do podopiecznych zależy w dużej mierze od stosunku do Wehikułu osób sprawujących nad nimi pieczę, czy potrafią młodzież zachęcić do dodatkowej aktywności. Jak ocenia Alicja Szulc, MOPR ma dobry kontakt z dyrektorami placówek. Nieco trudniej było dotrzeć do wychowawców, bo ich w większości osobiście nie znają. Z dotarciem do rodzin zastępczych, dla których los dzieci jest bardzo ważny i zazwyczaj rozumieją wagę usamodzielnienia, też nie było większych problemów, pomagali w tym koordynatorzy rodzin. Jednak nie wszystkie rodziny zastępcze poczuły potrzebę, by się pojawić na spotkaniu organizacyjnym, zwłaszcza takie, w których opiekę sprawują biologiczni dziadkowie dziecka uważający, że sami przygotują je do samodzielności.
Choć instytucje opieki zastępczej także prowadzą zajęcia usamodzielniania, to – jak mówi Alicja Szulc – wyjście poza instytucję, gdzie cały czas są ci sami wychowawcy i podopieczni, na zewnątrz do ciekawego budynku ECS, który bardzo lubią, i spotkanie z nowymi ludźmi, z dobrymi prowadzącymi, działa na młodzież korzystnie. W MOPR też jest sala, w której mogłyby odbywać się zajęcia Wehikułu, ale ten budynek nie kojarzy się dzieciakom dobrze. Tu, twierdzi pedagożka, trudno byłoby je przyciągnąć. W przestrzeni Solidarność Codziennie łatwiej do młodzieży dotrzeć. — Ta młodzież to jest grupa społeczna, która ma zaistnieć w naszym europejskim kraju, i to od nas, dorosłych, zależy, w jaki sposób oni będą funkcjonować — podsumowuje Alicja Szulc.

źródło: Zeszyt Solidarności Codziennie, nr 2, str. 13–14
ilustracja: Henryk