11.11.2020

VIVAT NIEPODLEGŁA! Prof. Timothy Snyder o 100-leciu polskiej niepodległości

Timothy Snyder

Pamięć, suwerenność i państwo. Kilka refleksji wokół stulecia polskiej niepodległości


Tekst wykładu wygłoszonego na stulecie odzyskania niepodległości w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku. Esej został opublikowany w książce Solidarność, demokracja, Europa, pod red. Basila Kerskiego i Jacka Kołtana, wyd. Europejskie Centrum Solidarności, Gdańsk 2020


Mówienie o okrągłych rocznicach – dziesięcioleciach, stuleciach ważnych wydarzeń, otwiera przed nami królestwo pamięci. Poddajemy się wtedy pokusie, by wszystko, o czym mówimy, miało swój głęboki sens. Dziesięciolecie czy stulecie wyzwala w nas potrzebę odkrywania istotnych znaczeń w naszej historii. Wbrew tej tendencji zacznę od razu od wyraźnego twierdzenia, że nie chcę pełnić roli czarodzieja pamięci, który nadaje jej sens, lecz pozostać skromnym historykiem, który dziś ma za zadanie wystąpić w roli przeciwnika pamięci.


Wiele współczesnych problemów pojawiło się bowiem z powodu dominującego przekonania, że po 1989 roku historia się skończyła – kiedy historia się kończy, zaczyna się okres pamięci. Problem z pamięcią polega jednak na tym, że jest zawsze czyjaś. Historia zaś – w przeciwieństwie do pamięci – jest tylko jedna. Brzmi to banalnie, ale jest głęboko prawdziwe: jest tylko jedna historia dla całego świata, choć możemy być w niej lepiej lub gorzej zorientowani. Pamięć natomiast staje się więzieniem intelektualnym. Jeśli funkcjonujemy według pamięci, znajdujemy się w pułapce: poszukujemy punktów widzenia, których inni nie są w stanie zrozumieć. Myśląc zaś historycznie, znajdujemy perspektywę, z której łatwiejsze staje się wyjaśnienie jej innym. Dlatego też chcąc zastanowić się nad sensem stulecia polskiej niepodległości, muszę rozpocząć swoją refleksję od analizy kilku elementarnych kwestii. Pierwszą z nich jest pojęcie suwerenności, kolejną zaś periodyzacja stulecia niepodległości Polski od założenia II Rzeczypospolitej w 1918 roku. Podkreślić jednak muszę bardzo wyraźnie, że coś takiego jak sto lat polskiej niepodległości po prostu nie istnieje.

Zacznę zatem od określenia, co mam na myśli, kiedy mówię o suwerenności w kontekście tego stulecia. Pragnę zwrócić uwagę na trzy cechy współczesnego państwa, które odgrywają dla mnie kluczową rolę w kontekście pojęcia suwerenności. Po pierwsze, współczesne suwerenne państwo buduje relację włączającą każdego obywatela. Mimo pozornej banalności tego stwierdzenia, warto zwrócić uwagę na fakt, że w I Rzeczpospolitej taka inkluzywna relacja wobec indywidualnego obywatela nie występowała. Tylko jedna uprzywilejowana grupa społeczna miała zapewniony status obywateli i właściwie państwo – w tym znaczeniu, w jakim używamy tego terminu obecnie, po prostu nie istniało. Dążeniem współczesnych bytów państwowych jest, ażeby były na przykład w stanie ściągnąć podatki od każdego obywatela, zrealizować obowiązek służby wojskowej, itd. Po drugie, współczesne suwerenne państwo daje sobie mniej lub bardziej radę z masowością polityki poprzez funkcjonowanie masowych partii politycznych zajmujących lewą lub prawą stronę sceny politycznej, bądź też plasujących się w jej centrum. Trzecia cecha nowoczesnego suwerennego państwa dotyczy faktu wzajemnego uznania innych suwerennych, nowoczesnych państw, istniejących w świecie. Zazwyczaj takie państwo znajduje się na kontynencie, na którym instytucje międzypaństwowe regulują relacje wzajemnego uznania. Z pewnością warto byłoby zwrócić uwagę także na wiele innych ważnych cech dookreślających suwerenność, ale uważam te wymienione za kluczowe dla refleksji nad niepodległością i pozwalające opuścić królestwo pamięci na rzecz królestwa historii.


Kolejnym problemem jest pytanie o to, jak liczyć sto lat polskiej niepodległości? Obchodząc taką okrągłą rocznicę sprawiamy wrażenie ciągłości polskiej państwowości, a przecież mamy tu do czynienia z okresem, w którym suwerenność ta była wysoce problematyczna. Dla mnie – historyka zajmującego się nowoczesną historią Polski, najciekawszy jest prosty fakt, iż pokazuje nam ona, że sama państwowość ulega zmianie, jak też, niestety, tragicznemu zniszczeniu. Aby zrozumieć historię, nie tylko Polski, ale w ogóle historię współczesnego państwa, musimy założyć, że natura państwowości podlega nieustannym zmianom. W przypadku historii państwowości Polski w XX wieku, proponuję wyodrębnić pięć istotnych okresów jej przeobrażeń. Pierwszy okres suwerenności problematycznej wyznaczają lata 1918–1939, drugi okres to czas II wojny światowej z suwerennością formalną, trzeci – lata komunizmu – to suwerenność symboliczna, czwarty – rozpoczynający się od rewolucji 1989 roku, to okres suwerenności aspirującej, i wreszcie ostatni z nich od 2004 roku – to okres suwerenności pełnej. Taka periodyzacja pozwoli nam na precyzyjniejsze określenie, czym jest suwerenność i spojrzeć obiektywniej zarówno na polską przeszłość, jak i teraźniejszość. Zinterpretuję pokrótce każdy z wymienionych okresów i podsumuję je trzema krótkimi konkluzjami.

Pierwsza – suwerenność problematyczna, czyli międzywojenna, była skutkiem bohaterskich czynów wojennych, ale też – czego z pewnością nie wolno bagatelizować – wymiaru działalności biurokratycznej, mającej na celu zharmonizowanie obszaru trzech zaborów, z których nowy organizm państwowy miał być zbudowany – z pruskiego, rosyjskiego i austro-węgierskiego. Harmonizacja tych, tak bardzo różniących się od siebie części byłych imperiów stanowiła przedsięwzięcie niezmiernie trudne, twierdzę nawet, że było ono znacznie trudniejsze, niż dekomunizacja Polski po 1989 roku. Jeśli charakteryzuję suwerenność Rzeczpospolitej międzywojennej jako problematyczną, to moją intencją nie jest bynajmniej marginalizowanie jej znaczenia. Trzeba jednak zwrócić uwagę na fakt, że polska historiografia niestety często nie odnosi się do tej problematycznej strony analizowanego okresu, która ma swoje trzy zasadnicze źródła. Pierwsze to takie, że polskie państwo międzywojenne nie zbudowało nigdy relacji włączającej każdego obywatela. Znaczna część, prawdopodobnie większość obywateli międzywojennej Rzeczpospolitej, nie uważała się za część tego państwa. Z drugiej strony państwo, zwłaszcza po 1935 roku i przeprowadzonych wtedy zmianach ustrojowych związanych z tzw. konstytucją kwietniową, otwarcie uważało znaczną część własnych obywateli za obywateli drugiej kategorii. Drugi powód związany jest z faktem, iż państwo nie potrafiło poradzić sobie z problemem masowej polityki. Pamiętać należy, że już od przewrotu majowego w 1926 roku nie był to twór demokratyczny, a raczej demokracja sterowana, zaś od wejścia w życie w kwietniu 1935 roku konstytucji, ustrój przestał być ustrojem demokratycznym w ogóle. Po trzecie zaś państwo polskie okresu międzywojennego – zasadniczo nie z własnej zresztą winy – znalazło się w sytuacji, w której nie mogło liczyć na uznanie przez swych najsilniejszych sąsiadów. Atmosfera instytucjonalna ówczesnej Europy zdecydowanie nie sprzyjała takiemu uznaniu. Oto powody, dla których suwerenność państwa międzywojennego pozostała problematyczna.

Drugi okres przypada na czas II wojny światowej i dotyczy suwerenności formalnej. Określam ją mianem formalnej, ponieważ, nieprzerwanie od wybuchu wojny w 1939 roku aż do jej zakończenia w roku 1945, dzięki rządowi na uchodźstwie najpierw we Francji, potem zaś w Anglii, państwo polskie zachowało swój byt prawny. Ale na terenach ówczesnej Rzeczypospolitej, panowała sytuacja zgoła odmienna – Polska znalazła się w sytuacji nagiej bezpaństwowości. Podwójna inwazja niemiecko-sowiecka nie tylko nie była typową okupacją, ale też nie była okupacją w ogóle, jako że warunkiem okupacji jest zajmowanie terytorium państwa. Niemcy zaś, tak samo jak Sowieci, uznawali, że Polska jako państwo przestała istnieć, a nawet twierdzili, że nigdy jako państwo naprawdę nie zaistniała. Podkreślam ten fakt jako szczególnie istotny, ponieważ twierdzę, że zbrodnie tego okresu, w tym szczególnie eksterminację jeńców albo eksterminację polskiej inteligencji, czystkę etniczną na Wołyniu, wreszcie Holocaust polskich i europejskich Żydów, należy rozumieć jako kolejne etapy procesu wyniszczania państwa. Powtórzmy raz jeszcze: zbrodnie te nie byłyby w ogóle możliwe bez uprzedniego zniszczenia polskiej państwowości. Sytuacja suwerenności formalnej, w której dziesiątki milionów ludzi żyją pod panowaniem krajów nie uznających ich istnienia jako obywateli, to sytuacja skrajnie fatalna. W okresie II wojny światowej pięć milionów obywateli byłej Rzeczypospolitej, w większości Żydów, zostało zamordowanych.

Następny okres dotyczy suwerenności symbolicznej i przypada na lata komunizmu w Polsce od 1945 do 1989 roku. Polegała ona na tym, że w czasie komunizmu Polska nie tylko dysponowała wszystkimi symbolami suwerenności, ale też została uznana za suwerenne państwo tak przez sowiecką Moskwę, jak też, od lat siedemdziesiątych, właściwie przez wszystkie państwa. Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej brakowało natomiast suwerenności w kontekście obecności masowej polityki. Komunistyczne państwo polskie było w stanie ujednolicić po wojnie język i kulturę w stopniu zdecydowanie większym niż przedwojenna Rzeczpospolita. Miało też nieporównanie większą zdolność stworzenia klasy robotniczej i inteligencji technicznej aniżeli przedwojenna Polska, ale właśnie dlatego państwo to czekała konfrontacja z trudnym problemem masowości polityki. Jak bowiem uzgodnić ideologię społeczną i frazesy narodowe z faktyczną dominacją władzy sowieckiej z Moskwy? Dopiero dzięki ruchowi Solidarności sprzeczność między symboliczną a rzeczywistą suwerennością stała się dobitnie widoczna i domagała się rozwiązania.
 

Okres czwarty, określany mianem suwerenności aspirującej, rozpoczął się od rewolucji 1989 roku. Zaznaczyć jednak trzeba, że już od lat osiemdziesiątych, później zaś kolejno w latach dziewięćdziesiątych, wypracowany i rozwijany był dobrze ugruntowany konsensus, że Polska stanie się w pełni suwerenna, kiedy zintegruje się z Unią Europejską. Dla opozycyjnych myślicieli dekady lat osiemdziesiątych i politycznych elit kolejnej dekady – niezależnie od orientacji politycznej – konsensus ten był oczywisty. Innymi słowy członkostwo w Unii Europejskiej zostało określone jako warunek konieczny polskiej suwerenności. Uważam to założenie za w pełni uzasadnione.

Piąty i ostatni analizowany okres, rozpoczynający się wejściem Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku, nazywam suwerennością pełną. Jest tak dlatego, że wyłącznie w ciągu ostatnich piętnastu lat państwo polskie jest w stanie spełnić wszystkie trzy kryteria współczesnej suwerenności. Rzeczpospolita buduje relację włączającą każdego obywatela, nawet jeśli kwestia praworządności może stawać się w praktyce problematyczna. Państwo polskie daje sobie radę z masowością polityki, choć oczywiście w dalszym ciągu potrzebuje konkurencji między partiami politycznymi oraz otwartej prasą. Wreszcie, Polska została uznana jako państwo suwerenne, nie tylko formalnie przez cały świat, ale też w ramach Unii Europejskiej, i w ten właśnie sposób wypełnia warunki pełnej suwerenności. Warto tu zauważyć, że działania III Rzeczpospolitej w ramach tej organizacji nie zawsze mają charakter konstruktywny. Nie zawsze też w Polsce zrozumiały jest fakt, iż Europa stanowi warunek konieczny suwerenności, a nie przeciwnie.

Dziś nie tylko Polacy, ale cały kontynent europejski poddaje refleksji znaczenie ostatniego stulecia. Wydaje mi się jednak, że właśnie Polska jest tu najważniejszym i najciekawszym krajem wartym refleksji, ponieważ to dzięki bliższemu przyjrzeniu się jej najnowszej historii jesteśmy w stanie zrozumieć, jak naprawdę wygląda historia zachodniej Europy. To właśnie historia Polski pozwala uświadomić nam, jak bardzo kruchym tworem jest państwo narodowe oraz że faktycznie nie jest nim ani Francja, ani Wielka Brytania, Hiszpania czy Portugalia. Z tego punktu widzenia historia Europy odsłania się nam jako historia imperiów, historia integracji, z pewnością zaś nie jako historia państw narodowych. A oto konkluzje, którymi pragnę podsumować niniejsze rozważania. Suwerenność jest faktem historycznym, to znaczy, że podlega zmianie, pojawia się i zanika. Nie wolno nam budować narracji historycznej na założeniu, że państwo narodowe jest zjawiskiem, które od zawsze było, jest i będzie. Historia Polski dobitnie pokazuje, że państwo narodowe nie pojawia się w niej wcale, w historii europejskiej jest także rzadkością. Brak suwerenności, brak państwowości, jest katastrofą dla obywateli i stanowi sytuację najgorszą z możliwych. Oto lekcja Polski nie tylko z odległej przeszłości, ale właśnie z czasu II wojny światowej. W Europie XXI stulecia suwerenność ulega stabilizacji albo staje się możliwa właśnie dzięki integracji. Integracja zaś staje się możliwa dzięki państwom. Czystą iluzją okazuje się w takiej perspektywie wiara w Europę bez państw. Jeżeli myślimy historycznie, to znaczy nie korzystamy z zasobów królestwa pamięci – iluzją okazuje się także mówienie o państwach stabilnych, nowoczesnych i suwerennych, lecz bez Europy.
 

Powróćmy na sam koniec do różnicy między pamięcią a historią, by zwrócić uwagę na jeszcze jeden istotny aspekt i zakończyć tym samym niniejszą refleksję nad rocznicą stulecia niepodległości Polski. Pamięć stosuje się tylko do przeszłości, podczas gdy historia jest trwaniem. Oczywiście historia rozumiana jako historiografia dotyczy tylko przeszłości, lecz kiedy nasza refleksja staje się refleksją historyczną, prowadzi do stawiania pytań o to, jak powinna kształtować się przyszłość. Współczesny problem polega na tym, że uwierzyliśmy, iż odzyskanie niepodległości oznacza koniec historii. Po sukcesie integracji europejskiej uwierzyliśmy zaś, że to właśnie zjednoczona Europa stanowi drugi koniec historii. A przecież historia nie ma końca. Polacy oczekują od Europy, że ma ona być rozwiązaniem wszystkich spraw, a przecież powinno być odwrotnie. Polska to wielki kraj, który powinien Europę współtworzyć, nie zaś oczekiwać od niej efektu końca historii. Osobiście odczytuję Europę przyszłości jako przestrzeń, w której możliwe są suwerenność i wolność. Europa tworzy wszak ochronę przed globalizacją, także z wszystkimi jej niebezpiecznymi cechami, w jej relacji do państwa, narodów i społeczeństw. Przyglądając się perspektywie Chin, Rosji czy Stanów Zjednoczonych, widać wyraźnie, że taka przyszłość jest w ich przypadku trudna do wyobrażenia. Tu w Europie jest zaś możliwa.