Wystawa wirtualna zdjęć Zenona Miroty

STOCZNIA WEDŁUG MIROTY


– Kocham tę stocznię – mówi Zenon Mirota. – Tam się wychowałem. To było moje życie.
Od początku lat 50. Zenon Mirota jako etatowy fotograf dokumentował pracę zakładu: od budowy statku przez jego wodowanie, wyposażanie aż po przekazanie armatorowi. Fotografował życie codzienne w stoczni. W zakresie jego obowiązków leżało także powielanie za pomocą odbitek fotograficznych dokumentacji technicznej. Po urzędowych godzinach pracy Mirota odsłania talent do budowania samodzielnych, artystycznych bytów graficznych. Wiele fotograficznych obrazów nabiera w ten sposób charakteru wizualnego symbolu. Burty statku rosną pod gołym niebem niczym grecki amfiteatr, a na ogromnej scenie pomiędzy wręgami pojedynczy spawacz – „Samotnik”, jak go nazwał Mirota – odgrywa swój monodram.
 

Fotografia „W natarciu” ukazuje już nie tyle robotnika przy pracy, co człowieka zmagającego się z materią, bohatera walczącego z przeciwnościami losu, aktora życia codziennego, jak chciałby Goffman1 . Zadziwia kruchość budowniczych wobec monumentalności ich dzieł.
 

Fotografie Miroty nie są jedynie czasoprzestrzennym przedstawieniem rzeczywistości. Twórca jest wyczulony na piękno wyrażające się poprzez proporcje i kształty. Jego prace są głęboko przemyślane. Próżno doszukiwać się w nich przypadku: zostały uważnie skomponowane, ze skłonnością do silnego kontrastu i graficznych eksperymentów. Dzięki nim odsłania on różnorodne twarze portretowanego świata, wydobywając jego ukrytą estetykę oraz ponadczasowy wymiar.
 

Godność

Portrety robotników z Wydziału Kadłubowego (K2) w wykonaniu Miroty są przykładem osobistego stosunku artysty do prezentowanych postaci. Decyzję o fotografowaniu robotników podejmuje świadomie. Ceni ich trud. Dla niego to bohaterowie pełnowymiarowi. Stara się być blisko ludzi. Dla skrócenia dystansu czasem kupuje papierosy, chociaż sam nie pali. Robotnicy są nieufni. Czują się niestosownie ubrani, brudni, utrudzeni pracą w ciężkich warunkach (w opinii wizytujących stocznię górników niektóre prace są tu cięższe niż w kopalni, np. te w podwójnym dnie statku, a choroby zawodowe – poważne, np. ołowica spowodowana wdychanymi przy spawaniu oparami). Robotnicy boją się ośmieszenia. Niektórzy podejrzewają, że zakładowy fotograf portretuje ich dla komunistów. Stopniowo nabierają zaufania. Mirota prezentuje ich w sposób subtelny, poruszający, z ogromnym szacunkiem. Kadruje obrazy, starając się wydobyć niepowtarzalny rys, oddający cechy osobowości. W ten sposób pod koniec lat 70. powstaje kolekcja portretów ludzi gdańskiej stoczni. Pokazana w formie wystawy na stoczniowym Wydziale K2 zostaje przez robotników bardzo dobrze przyjęta.

Mirota to mistrz jednego ujęcia. Wie, że przerwa na papierosa nie trwa długo, dlatego szybko podejmuje decyzje.
Tworzy m.in. niezwykły portret mężczyzny – stoczniowego Jamesa Deana. Magnetyzm postaci odrywa uwagę od „tu i teraz”, czyniąc jego twarz znakiem uniwersalnym. Utożsamić się z nim może wielu.
Filmowych kadrów jest u Miroty więcej.
 

Piękno niezamierzone

Fotografia dla Miroty to także opowieść o fakturze przedmiotów. Jest ona dla niego esencją pracy twórczej. Tropi ją z upodobaniem, odkrywając ukształtowanie powierzchni, często chropowate, oddające upływ czasu. Uchwycony w obiektywie detal odsłania właściwości przedmiotów. Dzięki jego plastycznej wrażliwości powstaje wspaniała kolekcja stoczniowych obiektów. Zachwycają monumentalne krągłości śrub okrętowych, owale oczek łańcuchów, wertykale dźwigów, ażury rusztowań czy sekwencyjny rytm poprzecznych wręg na dnie powstającego statku. Niezwykłe są monumentalne proporcje pływających jednostek. Artysta z upodobaniem fotografuje taniec blasków na wodzie w portowych dokach. Widziana okiem aparatu stoczniowa architektura – na co dzień szara i powtarzalna – zyskuje nowy wymiar, odsłania własną estetykę.
 
Mirota, przy ograniczonej dostępności materiałów fotograficznych w PRL, eksperymentuje najpierw głównie w obszarze fotografii czarno-białej, a następnie kolorowej. Staranność warsztatu to dla niego dbałość o wydobycie możliwie dużej liczby szczegółów. Wyraża się to zarówno w kadrowaniu, jak i w pieczołowitości, z jaką opracowuje odbitki w ciemni. Negatyw to dla Miroty początek. Chętnie tworzy podczas grafizacji czarno-białe światy bez półtonów. Oglądając stoczniowe zdjęcia, ma się wręcz wrażenie antropomorfizacji materii nieożywionej, z którą lubi eksperymentować, np. wykorzystując lustrzane odbicie. Jego statki zdają się wznosić do lotu, jak na jednym z ulubionych zdjęć fotografika „Skrzydlaty statek”.
 

Drzewo życia

Zgromadzone na wystawie prace eksponują efekty wizualnej wrażliwości artysty – poprzez wydobywanie różnych twarzy gdańskiej stoczni w zestawieniu z portretami natury. Drzewa są szczególną pasją Miroty. Przemierzał niekiedy wiele kilometrów, by sfotografować niektóre wybrane okazy. Fascynuje go kształt. Umie wydobyć podobieństwo różnorodnych – wydawałoby się – odległych obiektów. Zarówno wytwory człowieka, jak i dzieła natury ujmuje w formy abstrakcyjne, by tym zręczniej bawić się ich geometrią. Zdają się u niego działać na bazie jednego „kodu genetycznego”.
 

Artysta eksperymentuje z wielokrotnymi naświetleniami, przez co jego drzewa, nakręcone w ciemni ręką twórcy, zaczynają wirować. Autor potrafi wzbudzić emocje, wyostrzyć wyobraźnię, tworząc własne wizualne zdarzenia.
 

Wspólny estetyczny zamysł ujawniają także dwie fotografie włożone w owalną formę: śruba okrętowa oraz drzewo. Jego konary, niczym ramiona człowieka witruwiańskiego2, zdają się wywierać napór na okrąg – wzór pełni i doskonałości. Ich kształt i symbolika może przywodzić na myśl rozety gotyckich katedr.
 

W obu obszarach – przemysłu i natury – czuć tę samą energię życia, stoczniową élan vital (z franc.). Marzeniem każdego fotografa, jak mawia artysta, jest oddanie jej istoty i wewnętrznej dynamiki.

Zenon Mirota wciąż fotografuje stocznię. Z żalem obserwuje, jak się zmienia. Dla niego jednak wciąż jest piękna.
 


Agnieszka Bacławska-Kornacka
Dział Archiwum i Organizacji Wystaw


_____________________________________________
1. Według koncepcji Ervinga Goffmana (1922–1982), amerykańskiego socjologa i pisarza pochodzenia kanadyjskiego, jednostki społeczne przedstawiają siebie tak jak aktorzy na scenie, z tą różnicą, że wzajemnie wobec siebie są widzami i zespołami odgrywającymi różne role.
2. Człowiek witruwiański wyszedł spod ręki Leonarda da Vinci (1490). Rysunek przedstawia figurę nagiego mężczyzny w dwóch nałożonych na siebie pozycjach, wpisaną w okrąg i kwadrat.


Galeria foto