DZIĘKUJEMY ZA WASZĄ PRACĘ PODCZAS PANDEMII

Zobaczcie ich twarze bez maseczek. Piekarz, pielęgniarka, motornicza, studenci, aktywistka społeczna. Podczas lockdownu jak nigdy potrzebni byli ludzie, którzy rozłożą nam nad głowami parasole.

W roku, w którym świętujemy 40 rocznicę wielkiego strajku w Stoczni Gdańskiej, gdy narodziła się Solidarność, musieliśmy na nowo zdefiniować codzienną solidarność pisaną przez małe „s”. Ale nie tę zbiorową z placów, skwerów i ulic. Ta nowa musiała być indywidualna i przejawiać się w dobrowolnej izolacji, trosce na odległość, dystansie w znaczeniu fizycznym albo w pracy ze świadomością zagrożenia. Solidarność to także, jeszcze bardziej niż kiedykolwiek, przyniesienie zakupów starszej sąsiadce, pomoc w nauce zdalnej, opieka nad chorymi... Cichych bohaterów izolacji społecznej, którzy nie mogli i nie chcieli przerwać pracy albo zaangażowali się w inicjatywy wsparcia, uczyniliśmy w tym roku twarzami AAFF.

Ciepło w piecu
Ryszard Majchrowski, który prowadzi rzemieślniczą piekarnię z tradycjami, podtrzymywał ciepło w swoim starym piecu ceramicznym. Tego nie można zrobić zdalnie.
– Piekarz to jest zawód pierwszej potrzeby. Tak jak lekarz nie może uciec ze szpitala, tak piekarz nie może uciec z zakładu – nie ma wątpliwości Ryszard Majchrowski. – Każdy może trzasnąć drzwiami i przyjść w innej chwili, ale nie tutaj.
„Tutaj” to piekarnia przy Dolnej Bramie 12, gdzie chleb wytwarza się tą samą metodą od lat. Kto próbował tych wypieków, wie, że „powszedni” znaczy tutaj „wyjątkowy”.
Produkcji nie nadzorują komputery.
– Receptury? – dziwi się mistrz Ryszard. – My to wszystko mamy w głowach.
Pieczywo swój smak zawdzięcza prostocie składników i sposobowi wypiekania. Prawie 40 lat temu Ryszard Majchrowski podjął decyzję, że na chwilę zrezygnuje z kariery inżyniera, aby pomóc ojcu, który wypiekał chleb w Gdańsku od zakończenia wojny.
Losy Majchrowskich potoczyłyby się inaczej, gdyby nie wydarzenia z początku lat 80. Wcześniej mistrza seniora odciążał drugi syn.
– Stan wojenny rozbił nam rodzinę. Brat został poza granicami kraju i już nie wrócił. Jest w Stanach, kontynuuje działalność piekarniczą. Ja w piekarni miałem być na chwilę, a ta chwila to jest dożywocie, 38 lat minęło 1 kwietnia. Ale nie żałuję.
O swoich trzech współpracownikach mówi „jak synowie”, przy Dolnej Bramie uczyli się fachu. Czas pokaże, czy syn mistrza Ryszarda, również inżynier, przejmie kiedyś tradycję rodzinną.

Mieli gorzej od nas
Początkowo szkoły zamknięto na dwa tygodnie, wprowadzając nauczanie zdalne w domach. Polska oświata nigdy jeszcze nie stanęła przed takim wyzwaniem.
– Wiedzieliśmy, że sytuacja uczniów jest zła. Chcieliśmy wyjść im naprzeciw, podać rękę – opowiada Kamil Dziubczyk z Dzierzgonia, student globalnego biznesu w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. – Cała idea powstała z inicjatywy Kuby Retyka i Filipa Augustyniaka. Znaliśmy się z widzenia. Ten sam rocznik, podobne szkoły.
I tak studenci pierwszego roku różnych uczelni w Polsce powołali na czas pandemii inicjatywę pomocową. 20 marca na fanpage’u Studenci Uczniom pojawił się wpis inicjujący akcję. W niecałą dobę strona zdobyła 1000 lajków.
– Zgłaszali się uczniowie, ich rodzice, studenci, którzy chcieli udzielać korepetycji, dawni nauczyciele – wylicza Kuba Retyk z Gdyni, student prawa na Uniwersytecie Warszawskim, jeden z inicjatorów akcji.
Excel zapełniał się danymi.
– Nikt się nie spodziewał, że po miesiącu pracy będziemy mieli 500 nauczycieli, których trzeba będzie połączyć w pary z uczniami – mówi Kamil, który podjął się współmoderowania.
Studenci udzielali korepetycji online, prowadzili spotkania na żywo i webinary. Do współpracy zaprosili nauczycieli i youtuberów. Odpowiedział też Adam Bodnar, rzecznik praw obywatelskich. Inicjatywę Studenci Uczniom w szczytowym momencie działalności prowadziła grupa 12 moderatorów. Fanpage uzyskał ponad 9000 lajków.
Studenci nie czują się bohaterami, nie zależy im na promocji nazwisk, cenią zespołowe działanie.
– Pomagaliśmy osobom, które w tym momencie miały gorzej od nas. Czuliśmy, że tak trzeba. Myśleliśmy: „Kurczę, mieliśmy to samo rok temu”. Podczas strajków nie chodziliśmy do szkoły, też uczyliśmy się sami do matury w bibliotekach, w domach – ocenia Kamil.
Studenci Uczniom wrócą w październiku.

Gościnna przystań
Oruńskie Wsparcie to inicjatywa, która była odpowiedzią na pandemię i ludzkie problemy. Rodzice zamknięci w domach z dziećmi nagle musieli stać się nauczycielami, seniorzy potrzebowali leków i żywności, nasilił się problem przemocy domowej.
– Szukaliśmy sposobów stania z klientem pod parasolem, bo deszcz pada – Ewa Patyk z Domu Sąsiedzkiego „Gościnna Przystań”, która współrealizowała projekt Oruńskie Wsparcie, opisuje sytuacje, gdy na bieżąco trzeba było zaradzić problemom, nieraz podejmując ryzyko, jakie wpisane jest w każde niestandardowe działanie. – Szukaliśmy nietuzinkowych rozwiązań, jak na przykład praca z klientem w kryzysie na placu zabaw czy na spacerze. To kosztowało dużo emocji.
Potrzebujący mogli dzwonić codziennie, dyżury toczyły się w trybie zmianowym.
Ewa Patyk jest aktywistką społeczną, specjalistką wsparcia rodziny, matką trójki dzieci. Od 10 lat działa na rzecz społeczności gdańskiej Oruni, skupionej wokół Domu Sąsiedzkiego „Gościnna Przystań”, prowadzonego przez Gdańską Fundację Innowacji Społecznej. Kieruje Punktem Równych Szans.
– Wspieramy dorosłych: mieszkanki i mieszkańców dzielnicy, pomagamy im w wychodzeniu z trudnych sytuacji życiowych, tworzeniu planów wyjścia, szukamy mocnych stron. Czasami potrzebny jest ktoś, kto przetłumaczy system i będzie nawigatorem. I to jesteśmy my – opowiada o swojej pracy.
Zespół Domu Sąsiedzkiego na Oruni nadal niesie wsparcie lokalnej społeczności.

W prawo do Wrzeszcza
– To było logiczne, że muszę być w pracy – dziwi się pytaniu Dominika Zielińska, motornicza w Gdańskich Autobusach i Tramwajach, mama kilkuletniego chłopca. – Czasami było tak, że wiozłam pięć osób w tramwaju. Miałam łzy w oczach, na drogach było pusto, kilka osób i wszyscy w maskach. Miałam kurs na Stogi, a tam na ulicach starsi ludzie z zakupami i to mnie przerażało.
W lusterku widzi teraz taśmę oddzielającą ją od pasażerów. Brakuje jej kontaktu z ludźmi, który dawała jej sprzedaż biletów. – A gdy kończę pracę, wjeżdżam na kanał. Przychodzi osoba ubrana w folię, maskę i dezynfekuje cały tramwaj. Dopiero zdezynfekowany wjeżdża dalej.
Dominika Zielińska jest motorniczą w drugim pokoleniu, choć studiowała w Akademii Wychowania Fizycznego, trenowała zawodników grających w piłkę ręczną i nic początkowo nie wróżyło, że pójdzie w ślady ojca.
– Pierwszego dnia pracy pojechałam zamiast w lewo do Brzeźna, w prawo do Wrzeszcza – wspomina historię sprzed dwóch lat.
Pierwszy kurs może zdarzyć się o 4:02, 4:38, 13:28. Jest 60 możliwości na godzinę.
– Gdy popędzam kosmetyczkę czy fryzjera, bo zaczynam pracę o 13:28, słyszę: „A co się stanie, jak pani będzie minutę później?”. Trzynasta dwadzieścia dziewięć tramwaj już na mnie nie czeka.

Pielęgniarka, która lubi ludzi
„Dzieci nie robią sobie urlopu od umierania” – powtarza Katarzyna Kałduńska, pielęgniarka z Pomorskiego Hospicjum dla Dzieci. Pandemia okazała się szczególnie trudnym czasem.
– Opiekuję się dziećmi terminalnie i przewlekle chorymi oraz nieuleczalnie chorymi pacjentami na respiratorach. Zakażenie koronawirusem łączy się dla nich z potencjalną śmiercią. Bardzo się bali – opowiada.
W czasach zarazy telefoniczna porada nie zawsze wystarcza.
– Respirator potrafi się zepsuć. Było tak, że wysiadł w środku nocy. W zasadzie nie miałam do kogo zwrócić się o pomoc. Normalnie byłoby tak, że wezwalibyśmy karetkę – opowiada Katarzyna.
Tym razem całą noc, od godziny 23 aż do przedpołudnia, gdy dotarł nowy respirator, na przemian z mamą Krzysztofa dmuchały w worek, żeby podtrzymać sztuczny oddech.
– Tylko to uratowało mu życie.
Katarzyna Kałduńska w zawodzie pracuje od 16 lat, od dekady z podopiecznymi hospicjum dla dzieci. Sama ma dwoje dzieci. Odwiedza też uczelnie, szkoły i przedszkola. Studentom opowiada o terapii uporczywej, dzieciom o podopiecznych hospicjum i hospicyjnym życiu, przedszkolakom nie mówi, że „dzieci umierają”.
– Najlepszym kanałem podejmowania trudnych tematów dla mojej młodzieży jest Messenger. Młodzi tak się komunikują. Od tego się zaczyna. Te trudne pytania: „A jak myślisz, kiedy ja umrę?”.
Mówi, że lubi ludzi i to od nich czerpie energię.
– W tej chwili mamy 46 podopiecznych na terenie całego województwa pomorskiego w ich własnych domach – mówi. – Świadomie wybrałam ten zawód. Gdy trafiłam do hospicjum, zdałam sobie sprawę, że już nic innego w pielęgniarstwie nie będę robiła. Myślę, że przykładamy się do największego marzenia dzieci: o powrocie do domu. Dzieci chcą mieć swoją mamę, psa i być dziećmi. One marzą, żeby do końca zostać dziećmi.

#będziedobrze
Zdezynfekowanymi dłońmi chwytaliśmy się nadziei, że #będziedobrze. Bohaterowie 14 odsłony ALL ABOUT FREEDOM FESTIVAL też mają w sobie tę ufność.
Ryszard cieszy się, że znów ustawiła się kolejka po chleb. Kuba i Kamil zaliczyli swoją pierwszą letnią sesję egzaminacyjną. Ewa na oknie Domu Sąsiedzkiego zawiesiła własnoręcznie wykonane hasło motywacyjne: „Epidemia przeminie”. Dominikę na porannej zmianie zachwycił wschód słońca, gdy jechała przez most w stronę Stogów. A Kasia oglądała wieczorem filmy, dom wystarcza jej za kino.
Oni ocalają naszą codzienność. Dzięki takim ludziom świat się nie zatrzymał.


Aleksandra Pikała (ur. 1989) | autorka tekstu | Absolwentka polonistyki i dziennikarstwa na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim. Gdańsk wybrała na miejsce do życia. Uczestniczka warsztatów reportażu Metafora Faktu 2, organizowanych przez Europejskie Centrum Solidarności. Jej debiutancki reportaż „Ostatni rejs taty”, który powstał podczas warsztatów, został opublikowany w „Dużym Formacie”. Marzy jej się świat bezpieczny dla każdego.
Renata Dąbrowska (ur. 1983) | autorka portretów | Absolwentka Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Współpracowała z wieloma redakcjami, m.in. trójmiejskim oddziałem „Gazety Wyborczej” (2005–2018). Swoje prace prezentuje na wystawach indywidualnych i zbiorowych. Wielokrotna laureatka polskich konkursów fotografii prasowej. Wykłada w Sopockiej Szkole Fotografii.