CZŁOWIEK Z ŻELAZA | z notatnika Andrzeja Wajdy

Zlecenie na nakręcenie filmu o Sierpniu ’80 Andrzej Wajda przyjął od stoczniowca, gdzieś na trasie między stoczniową Bramą nr 2 a Salą BHP, gdy rozdając autografy, przedzierał się przez tłum mającego się ku końcowi strajku. Szczęśliwe reżyser nie rozstawał się ze szkicownikiem – rysował, notował, planował – dzięki temu dziś możemy zajrzeć do jego zapisków sprzed 40 lat. Zapraszamy, to pasjonująca lektura!

Początkowo do Warszawy docierały jedynie strzępy wiadomości o negocjacjach, które robotnicy w Stoczni Gdańskiej im. Lenina prowadzili z rządem. Na Wybrzeżu odcięto telefony, a propagandyści w mediach filtrowali i zniekształcali informacje. Z biegiem dni szeptane newsy, wbrew wysiłkom cenzury, rozprzestrzeniały się po Polsce.
W notatniku na spirali, o zaokrąglonych rogach – reporterskim pismem, które ma niezobowiązujący stosunek do zakratkowanej kartki i zasad interpunkcji – Andrzej Wajda pod datą 26 sierpnia 1980 roku zapisał dialog, którego był uczestnikiem na stacji benzynowej:
„– No, będzie miał pan ciąg dalszy »Człowieka z marmuru«, bo to pana film?
– Tak. Strach pomyśleć.
– Tak, tak, panie. Ja mam w rodzinie ekonomistów i różnych naukowców, oni już dawno mówili, że wtedy w siedemdziesiątym roku, jak stanął Ursus [mowa o wydarzeniu z 1976 roku – przyp. red.], trzeba ich było złapać… No, wie pan i tak wystraszyć, żeby nie myśleli o strajku. A dziś to jest za późno”.
Cztery dni wcześniej, 22 sierpnia, Bronisław Geremek i Tadeusz Mazowiecki przywieźli protestującym od tygodnia w Stoczni Gdańskiej robotnikom apel 64 warszawskich intelektualistów, wzywający do pokojowego rozwiązania konfliktu: „Apelujemy do władz politycznych i do strajkujących robotników, aby była to droga rozmów, droga kompromisu” – napisali. Widniał pod nim również podpis Andrzeja Wajdy.
 

Mateusz Birkut
Finałowa scena „Człowieka z marmuru” (1976) Andrzeja Wajdy – filmu, o którym wspominał rozmówca Wajdy ze stacji benzynowej – kończyła się przy bramie stoczni w Gdańsku. Tu też rozpocznie się historia „Człowieka z żelaza”.
Gdy powstał „Człowiek z marmuru”, Wajda miał już na swoim koncie bardzo znaczący dorobek – dobrze przyjęte przez anglojęzyczną krytykę „Pokolenie” (1955), międzynarodowy sukces „Kanału” (1957), uznany za arcydzieło kinematografii „Popiół i diament” (1958) i wielki sukces „Brzeziny” (1970). Scenariusz do „Człowieka z marmuru” napisał Aleksander Ścibor-Rylski, pisarz, reżyser i scenarzysta filmowy.
Z pomysłem zrealizowania filmu o Mateuszu Birkucie (Jerzy Radziwiłowicz), fikcyjnej postaci wzorowanej na Piotrze Ożańskim, Wajda i Ścibor-Rylski nosili się jeszcze w latach 60. Akcja rozpoczyna się w 1952 roku. Film ukazuje losy Agnieszki (Krystyna Janda), studentki szkoły filmowej, która prowadzi dziennikarskie śledztwo na potrzeby realizacji dokumentu o cenionym w latach 50. XX wieku przodowniku pracy. Agnieszka poznaje prawdę nie tylko o okolicznościach, w których Birkut został wypromowany niczym Aleksiej Stachanow, górnik dołowy kopalni w Donbasie, zwany Bohaterem Pracy Socjalistycznej, ale i o cenie, jaką zapłacił za zaangażowanie w działania propagandowe władz, realizujących sztandarową inwestycję planu sześcioletniego – budowę Huty im. Lenina.
 
Premiera filmu odbyła się 25 lutego 1977 roku, wywołując niemałą burzę. Obraz został pokazany z początkiem września na najważniejszej imprezie filmowej w kraju – Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, odbywającym się wówczas w Gdańsku.

Cegła od dziennikarzy
– „By »Człowieka z marmuru« nie nagrodzić na festiwalu, sięgnięto nawet po nowy film Krzysztofa Zanussiego »Barwy ochronne«, który też zawierał aluzyjne akcenty antysocjalistyczne, choć zawoalowane, podczas gdy »Człowiek z marmuru« był otwarcie filmem politycznym” – wspominał w „Dzienniku Trybuna”1 Mieczysław Wojtczak, ówczesny pierwszy wiceminister kultury i sztuki, szef Komitetu Kinematografii, który bez poprawek skierował film do produkcji. – „Filmowcy to jednak ludzie inteligentni, a Zanussi tym bardziej, więc dowiedziawszy się o nagrodzie dla »Barw ochronnych«, celowo opóźnił swój przyjazd z Krakowa na wręczenie nagród, co było gestem solidarności wobec Wajdy […]. Mieliśmy okazję przekonać się, że walka o swobody twórcze i nastrój tego festiwalu był przedsmakiem nastrojów, które miały wyrazić się trzy lata później w wydarzeniach sierpnia 1980 roku, traf chciał, że szczególnie w Gdańsku. W rezultacie tamtych zdarzeń zostałem odwołany za »wypaczenie ideologiczne w polityce kulturalnej i utratę zaufania kierownictwa partii«, ale nie miałem do nikogo o to pretensji”.
Reżyser wrócił jednak z Gdańska z nagrodą. Na schodach budynku NOT dziennikarze z własnej inicjatywy wyróżnili go… cegłą z napisem: „Andrzejowi Wajdzie – dziennikarze”. Ofiarodawcy sygnowali prezent swoimi nazwiskami, kreśląc flamastrem po cegle.
– To była bardzo wzruszająca okoliczność. Podpisali się tacy dziennikarze, których się nie spodziewaliśmy – wspomina Krystyna Zachwatowicz-Wajda, żona reżysera, scenograf teatralna i filmowa, aktorka, profesor krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. – Wtedy to była sprawa życia i śmierci, ryzykowali zwolnienie z pracy.

Żeby nie zejść z areny bez oklasków
Władza próbowała osłabić siłę rażenia filmu. Recenzowano, że to pożyteczny głos w socjalistycznej dyskusji, choć dotyczy potępionego już przez partię „okresu błędów i wypaczeń”. Pisano: „Wajdzie nie udało się zintegrować wizji dramatu z optymistyczną przecież wizją rozwoju” (Zbigniew Kłaczyński, „Film”).
Mimo tych starań „Człowieka z marmuru” obejrzało w Polsce 2,5 miliona widzów. Dopiero w 1978 roku Przedsiębiorstwo Film Polski sprzedało „Człowieka z marmuru” francuskiemu dystrybutorowi. To dzięki niemu w przedostatnim dniu festiwalu w Cannes zaprezentowano dzieło Wajdy poza konkursem. Film został przyjęty entuzjastycznie, zdobywając nagrodę FIPRESCI, Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych.
Tego samego dnia, gdy Andrzej Wajda spisał dialog ze stacji benzynowej, na Jasnej Górze kard. Stefan Wyszyński, prymas Polski, wygłosił kazanie, w którym wezwał do spokojnego rozważania sytuacji i do odpowiedzialności za losy Ojczyzny. Homilia rozczarowała strajkujących już od 13 dni stoczniowców. Spodziewali się jednoznacznego poparcia dla swoich postulatów. Władza zmanipulowała kazanie w transmisji telewizyjnej i radiowej, wycięto np. fragmenty krytyki pod adresem władz, ale jej ingerencje nie zmieniały zasadniczego przekazu. Prymas twierdził, że należy rozłożyć na raty spełnienie postulatów oraz kierować się dojrzałością narodową i obywatelską.
Andrzej Wajda był bardzo rozczarowany, 27 sierpnia po południu kreśli w notesie recenzję, nazywając homilię „przygnębiającą” – Kościół „nie chce walczyć o więcej. A sprawa robotnicza jest mu całkiem nie po drodze”.
Wajda odnotowuje też, że toczą się rozmowy o tym, aby zebrać kilku „obdarzonych autorytetem ludzi” i „jechać do Gdańska rozmawiać z komitetem”. Reżyser uważał, że przedłużające się negocjacje działają na niekorzyść strajkujących. „Nagle już nikogo nie będzie interesować o co idzie i ci wspaniali ludzie zejdą z areny historii bez oklasków w milczeniu” – zapisał. W innym miejscu użył nawet słowa „widowisko”. Wiedział, że każdy spektakl ma swój dynamizm, a zainteresowania widzów nie da się utrzymać wiecznie.

Niespodziewana jawność
Pretekst do wizyty w Stoczni Gdańskiej Andrzej Wajda miał mocny. Strajk dokumentowały kamery Stowarzyszenia Filmowców Polskich, któremu prezesował. Było to możliwe, gdyż udało się przekonać władze, że trzeba rejestrować gorące wydarzenia. Wajda wspominał, że nie chodziło o demonstrację polityczną, ale powodowało nimi przekonanie, że po latach te archiwalne nagrania będą miały ogromną wartość dokumentalną.
To mocna przesłanka, ale kto wie, czy nie istotniejsza była zupełnie inna.
– Krysia, moja żona, mnie wysłała. Mówiła, że koniecznie muszę zobaczyć na własne oczy, co się tam dzieje – przyznał reżyser2.
Pod datą 30 sierpnia Andrzej Wajda zapisuje w notesie dokładny plan dnia:
„900 odlot z Warszawy lądowanie w Bydgoszczy
1230 przelot do Gdańska […]
1300 do stoczni […]”.
Poziom emocji towarzyszących przybyciu do stoczni i organizację strajkowego życia oddają dalsze zapiski. „Na bramie jak się wchodzi trzeba podać na kartce nazwisko i do kogo… przez mikrofon czytają to zgłoszenie. Czasem powtarzają. Cały teren zradiofonizowany. Tak byłem zdenerwowany, że nieczytelnie (nie dość) napisałem swoje nazwisko. Wyrzuciłem kartkę i napisałem raz jeszcze, drukowanymi literami i wtedy pomyliłem się zabrakło litery D. To chyba dlatego że wokoło stoją ludzie i patrzą na ręce. Wszyscy prawie się tutaj znają.
– Kto to nowy?
Teraz słyszę swoje nazwisko – niespodziewana ta jawność. Pomylono się, że Mazowiecki mnie wzywa stojąc na bramie. Ale to nie ma znaczenia bo i tak nie ma mowy o wejściu. Czekam, nic z tego. Nagle z bramy wychodzi A. Markowski.
– Zaraz Ci to załatwię!”.

Wszyscy prawie się tutaj znają
Kim był A. Markowski? Krystyna Zachwatowicz-Wajda rozpoznaje w nim dziennikarza. Jego nazwisko nie widnieje pod oświadczeniem dziennikarzy przybyłych do Stoczni Gdańskiej, protestujących przeciwko celowej dezinformacji społeczeństwa, nieobiektywnym komentarzom centralnej prasy, utrudnieniom w obiektywnym relacjonowaniu sytuacji na Wybrzeżu, uniemożliwieniu uczciwego wywiązywania się z obowiązków dziennikarzy wobec społeczeństwa.
Dalej w notatniku Wajdy znajdujemy szkic bramy z wartownią przepustek. Duża liczba rysunków w notatnikach reżysera nie może dziwić. Andrzej Wajda był także malarzem – studiował malarstwo w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, wraz z Andrzejem Wróblewskim, jednym z najważniejszych malarzy polskich XX w. Po trzech latach Wajda zdecydował się na reżyserię filmową, rysował jednak przez całe życie.
 
Ostatecznie reżyser trafia na wartownię, gdzie zostaje rozpoznany. „Nie trzeba pokazywać dowodu, który koniecznie im wtykam do ręki. Tylko chcą autografów i to na ponumerowanych kartkach gazetki Solidarność. Podpisuję.
– Ale proszę datę!”.
Wajda odwzorowuje w notesie nazwę gazety, wyraz „Solidarność”.
Młody człowiek prowadzi reżysera w głąb zakładu, „[…] dużo b. ludzi tłoczno” – notuje Wajda. „Teraz podchodzą do nas inni, też chcą autografów pytają. Kiedy cd. Człowieka z marmuru czy robię film »Człowiek z żelaza«”.
Po latach Andrzej Wajda wspomniał, że zleceniodawcą filmu był Mirosław Waga, metaloplastyk pracujący wówczas w stoczni. Reżyser dostał od niego nawet wykutą panoramę Gdańska.

Niech chwilę dadzą mi popatrzeć
Dochodzą do Sali BHP. „Wkoło budynku dużo ludzi właściwie otaczają go ze wszystkich stron. Stoją, siedzą, rozmawiają dużo kobiet! Rowery”.
Wajda jest już wewnątrz. „Przy stołach siedzi około setki osób – kartki przed każdym z nazwą zakładu który reprezentuje”. Mianem „demokracji” reżyser określa panujące wewnątrz stosunki – zadawane są pytania i rozstrzygane na nie odpowiedzi, po czym głosowanie. Wszechobecne nagłośnienie pozwala śledzić obrady. W szatni, na tyłach Sali BHP, gromadzą się dziennikarze i fotoreporterzy. „Ale idziemy dalej. W drzwiach znów kontrola bo mamy wejść do pomieszczenia gdzie obradują obie komisje rządowa i strajkowa. Więcej miejsca i trochę powietrza”. W drzwiach stoi robotnik i nie chce przepuścić nikogo.
„– To nasz Zagłoba! Przedstawiają człowieka”.
Nic się nie dzieje do momentu, aż „Pokazują nam Wałęsę – je obiad. Siedzi pochylony nad talerzem”. Ktoś wciąż coś mu gada nad głową. „On nie odzywa się”.
Tymczasem z Wajdą chce zrobić wywiad redaktor z „gazetki Solidarności”. Reżyser prosi o zwłokę „[…] niech chwilę dadzą mi popatrzeć”.
 
Na dwóch sąsiednich kartkach notatnika bardzo realnie Wajda odmalował wnętrze Sali BHP, widziane od strony bufetu. „Wejście” ze strzałką, „tu bufet”, stoły ustawione w rzędy, krzyż, godło, makieta pomnika Poległych Stoczniowców, nawet adnotacje dotyczące kolorów i strajkujący rozsadzeni wprawnym ruchem za stołami. Na kolejnej stronie następny szkic, tym razem z lotu ptaka: „Okna”, „szatnia”, „sala obrad komisji”, „drukarnia”. I komentarze sytuacyjne, niczym notatki dla scenografa. „Wszystkie dawne hasła i napisy na terenie stoczni pozostały, np. plakaty lipca 22 [Narodowe Święto Odrodzenia Polski, czyli najważniejsze święto państwowe w PRL, obchodzone na pamiątkę rocznicy ogłoszenia Manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego w 1944 roku – przyp. red]. […] Służba porządkowa opaski B.czerw.”.

Bombardować to zbyt rażące
Andrzej Wajda ostatecznie spotkał się z Lechem Wałęsą.
„Wałęsa kiedy podał mi rękę pyta:
– Dlaczego tak późno?
i ja nie mam odpowiedzi (nie będę tłumaczył, że nie wiedziałem czy stoczniowcy sobie tego życzą żebym był z nimi)”.
Reżyser odnotowuje w notatniku również dialogi dotyczące dalszego scenariusza rozwoju zdarzeń. Reżyser i scenarzysta Krzysztof Zanussi – który na wrzesień przygotowuje premierę filmu „Constans”, przykrego i bolesnego w odkrywaniu prawdy o końcu lat 70. w PRL, pełnego beznadziei, cynizmu i zużytych wartości – stoi na stanowisku, że nie można nic podpisywać ani deklarować. Dlaczego? Bo strajk może być już np. „przechwycony przez władzę”, która wykorzysta go do przetasowań we własnych szeregach „i wówczas ktoś z naszych wrogów podziękuje nam, że działaliśmy na jego korzyść”.
 

Reportażysta Ryszard Kapuściński – uznany już wówczas przez świat autor „Cesarza”, formalnie wciąż członek PZPR, który przyjechał do stoczni zaraz po powrocie z Iranu, gdzie badał rewolucję islamską i podpisał w stoczni oświadczenie dziennikarzy – ma odmienny pogląd w sprawie. Stoi na stanowisku, że rząd musi ustąpić, bo robotnicy nie zmienią zdania:
„– Interwencja?
– No, nie, jak przecież jest całkowity spokój. Szef MO [Milicji Obywatelskiej – przyp. red.] raportuje, że przez te dni strajku miał najniższą ilość przestępstw. Zdobyć stocznię można tylko z powietrza, bombardować to zbyt rażące, zbyt brutalne”.
Na kolejnej karcie luźna notatka dotycząca wojewody Jerzego Kołodziejskiego: „Kołodziejski wkracza do stoczni, oderwała się mu podeszwa od buta. Speszony patrzy pod nogi.
Głosy: – Patrz w oczy głowa do góry.
– Nazywam się Kołodziejski jestem wojewodą i będę wam patrzył w oczy”.

Generał nie chce dać czołgów
„2030 odjazd na lotnisko
Samolot spóźniony
2200 odlatujemy
2300 w Warszawie […]” – Andrzej Wajda spisuje w notesie.
W „Strajkowym Biuletynie Informacyjnym »Solidarność«” – wydawanym przez „Wolną Drukarnię Stoczni Gdańskiej”, jak czytamy w minimalistycznej stopce – ukazał się na czwartej stronie wywiad, o który reżysera w Sali BHP prosił „redaktor gazetki Solidarności”. Tym redaktorem był Krzysztof Wyszkowski, współpracownik Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR”, współzałożyciel Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża, wydawca publikacji drugiego obiegu. Andrzej Wajda mówił: „Zawsze marzyłem o tym, by móc zrobić dalszy ciąg [„Człowieka z marmuru” – przyp. red.]” i podkreślał, że byłby szczęśliwy, gdyby to była historia syna Birkuta. „Myślę, że w międzyczasie wy dopisaliście tę historię, dopisaliście ją czynami. Ich obrazem są obecne wydarzenia”. Reżyser wyraził nadzieję, że ta opowieść zakończy się szczęśliwie, co „napawa wszystkich największą troską”. Zastrzegał: „Chcę się rozejrzeć i wiele spraw przemyśleć”. Dzielił się też wrażeniami ze stoczni, mówił o spokoju, absolutnej pewności siebie, poczuciu odświętności, podniosłości i niezwykłości. Na koniec stwierdził: „Czuję, że jestem świadkiem jakiegoś fragmentu naszej historii, co nie często się zdarza. Przeważnie historia przechodzi obok nas, a tutaj się ją czuje, tutaj widzi się jej obecność bezpośrednią”3.
Wajda zapalił się do pomysłu zrealizowania kontynuacji „Człowieka z…”. W notatniku zapisał: „Trzeba pisać film Człowiek z marmuru II. Telefonować do Ścibora zbieraj szczegóły składaj scenariusz!”.
 
– Nigdy nie robiłem filmu na zamówienie, ale tego wezwania nie mogłem zignorować! – mówił reżyser, będąc w Europejskim Centrum Solidarności w 2016 roku na festiwalu WEDŁUG WAJDY.
I jeszcze obsada. Reżyser notuje, że o rozdaniu ról rozmawiał z „Basią Ślesicką, Edw. Kłosińskim i Krysią”.
Barbara Pec-Ślesicka to kierowniczka produkcji filmów Andrzeja Wajdy – od „Miłości dwudziestolatków” (1962) po „Pannę Nikt” (1996). Edward Kłosiński to operator filmowy, był autorem zdjęć do „Człowieka z marmuru” i będzie do „Człowieka z żelaza”. „Krysia” to żona Krystyna Zachwatowicz.
Tomczyk – bez zawahania Radziwiłowicz. Agnieszka – Janda. Matka – Zachwatowicz. Dziennikarz Winkel – Zapasiewicz. Jeszcze bez delegacji do postaci – Pszoniak, Gajos, Zelnik. Łomnicki wykreślony, „bo już grał reżysera”.
Ścibor-Rylski pisał scenariusz, tymczasem Wajda uwierzył w skłonność władzy do współpracy z obywatelami.
– W swojej naiwności poszedłem na rozmowę do generała Jaruzelskiego w sprawie czołgów, których potrzebowałem do scen stanu wyjątkowego na Wybrzeżu w 1970 roku – opowiadał Andrzej Wajda w ECS.
Generał odmówił.
Ostatecznie w rolę Winkla wcieli się nie Zbigniew Zapasiewicz, ale wyśmienity Marian Opania. Janusz Gajos kreował postać zastępcy przewodniczącego Radiokomitetu. Przywódca strajku w Stoczni Gdańskiej – Lech Wałęsa, zwolniona z pracy opozycjonistka, za którą ujęli się strajkujący – Anna Walentynowicz i pierwszy sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku – Tadeusz Fiszbach, zagrają w filmie samych siebie.

Podwójna akcja
Pod koniec listopada 1980 roku scenariusz był już gotowy. Na szybką produkcję reżyser wykorzysta krótki czas osłabionej czujności cenzury – między podpisaniem porozumień przez strajkujących z rządem w sierpniu 1980 roku a wybuchem stanu wojennego w grudniu 1981 roku. Zdjęcia rozpoczęły się w styczniu 1981 roku.
Na planie filmowym fikcja mieszała się z prozą rozpolitykowanego Gdańska.
Tego dnia, gdy na Dworcu Głównym PKP odbywały się zdjęcia do „Człowiek z żelaza”, na wysokości pierwszego peronu realizował się równolegle inny scenariusz. Parszywa Dwunastka przystąpiła do akcji malowania wywrotowych haseł na murze oporowym. Taki pseudonim, nawiązujący do tytułu głośnego wojennego filmu amerykańskiego o czasach II wojny światowej, grupie informacyjno-plakatowej nadali esbecy, którzy nie mogli dać sobie rady z malarzami.
Szefem specjalistów od propagandy wizualnej był Zygmunt Błażek, technik elektronik, który działał w opozycji jeszcze przedsierpniowej. I – tak jak dla Andrzeja Wajdy – silnym impulsem do działania okazał się dla niego strajk w Stoczni Gdańskiej.

– Uznałem, że przyszedł mój czas – mówi Zygmunt Błażek.
Zaczął od kolportowania materiałów drukowanych na terenie stoczni. Potem stworzył grupę, która malowała wywrotowe hasła i rozklejała plakaty w miejscach, gdzie zobaczyć je mogło jak najwięcej ludzi. Oprócz murów ekipa malowała jeszcze wagony towarowe, cysterny, obklejała plakatami składy osobowe jadące za granicę.
– Mieliśmy wielką frajdę, kiedy na cysternie stojącej na bocznicy znaleźliśmy pożółkły napis: UWOLNIĆ POLITYCZNYCH. Nikt tego hasła nie zamalował, nasza praca nie szła na marne – opowiada Zygmunt Błażek.
Na dworcu ekipa, statyści, mnóstwo gapiów. Filmowcy kręcą, Wajda, Janda, Radziwiłowicz…, a malarze malują. Podjeżdża pociąg, ludzie wyglądają z okien, biją brawo. Zapanowało powszechne poruszenie. Gdy pojawiła się milicja, krzykami i wygrażaniem zareagowała ekipa filmowa, podróżni i gapie. Funkcjonariusze nie byli w stanie opanować sytuacji. Znów malarzy nie udało się zatrzymać na gorącym uczynku.

Krzyk polskiego kina
Film powstawał szybko, niemal z dnia na dzień, co pozwoliło mu ocalić energię sierpniowych strajków. Niektóre sceny i dialogi po wielogodzinnych rozmowach z uczestnikami wydarzeń pisała na gorąco Agnieszka Holland.
Szef Parszywej Dwunastki po udanym wymalowaniu hasła na murze zdążył jeszcze zagrać w filmie. W scenie końcowej zobaczycie go z Marianem Opanią w Sali BHP, stoi na tle drzwi w koszulce z napisem „Solidarność” i czyta biuletyn.
Zdjęcia ukończono w kwietniu, a już 6 maja odbył się pokaz filmu w warszawskiej Wytwórni Filmów Dokumentalnych. Nie było czasu na poprawki i zmiany, a opór władz udało się pokonać i film w ostatnim momencie trafił do Cannes.
27 maja 1981 roku „Człowiek z żelaza” został uhonorowany Złotą Palmą na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes, zdobywając najwyższe laury festiwalu jako pierwszy polski film po wojnie.

Akcja toczy się podczas wydarzeń sierpniowych w 1980 roku. Dziennikarz radiowy Winkel dostaje zadanie zebrania materiału do reportażu kompromitującego robotnika i aktywistę komitetu strajkowego w Stoczni Gdańskiej im. Lenina, Macieja Tomczyka – syna Mateusza Birkuta (bohatera „Człowieka z marmuru”).
Recenzje w kraju nie dzieliły się na pochlebne i krytyczne, ale na te motywowane przez władzę i niezależne.
„To, że »Człowiek z żelaza« zdobył Złotą Palmę, nie jest żadną niespodzianką. Zdobył jednomyślne uznanie z kilku powodów. Pierwszym jest jego perfekcja. Następnie jest to wirtuozeria polskiego reżysera w przekształcaniu najbardziej palącej aktualności w arcydzieło filmowe. […] Fakt, że kino polskie mogło na festiwalu w Cannes wydać swój krzyk, jest (być może) gwarancją wolności” – pisała Jacqueline Cartier na łamach „France-Soir” (28 maja 1981). – „Z ironią, tak w Cannes cenioną, mówi się, że to Lech Wałęsa powinien był otrzymać nagrodę dla najlepszego aktora”.

Katarzyna Żelazek

Za udostępnienie sierpniowego notesu Andrzeja Wajdy serdecznie dziękujemy Archiwum Andrzeja Wajdy w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha w Krakowie oraz prof. Krystynie Zachwatowicz-Wajda
 

1. Lubczyński K., Kino jest najważniejszą ze sztuk, „Dziennik Trybuna” 23.12.2019 [online], https://trybuna.info/tag/mieczyslaw-wojtczak/ [dostęp: 17.08.2020].
2. Widocznie bez Gdańska nie da się żyć. Z Andrzejem Wajdą, Honorowym Obywatelem Gdańska, rozmawia Maria Mrozińska, „30 Dni”, 2016, nr 3, s. 38.
3. Strajkowy Biuletyn Informacyjny „Solidarność”, nr 11, 30.08.1980, s. 4.